Otłuszczająca bezsenność

13:05 HappyGoLucky 1 Comments

Czy wiecie, ze zaledwie jeden dzień deficytu snu powoduje, że w organizmie występuje insulinoodporność na takiej samej zasadzie, jak przy cukrzycy typu 2, przez co organizm przestaje spalać tłuszcz i zaczyna odkładać oponkę?


1 komentarze:

brzuch,

JOGA: 30-dniowe wyzwanie

16:41 HappyGoLucky 1 Comments


Dzisiaj w ramach aktywnego rozpoczęcia dnia poszłam na jogę - trochę się bałam, że nie będę w stanie wykonać żadnej pozycji, bo w ogóle nie jestem rozciągnięta. Przeżyłam miłe zaskoczenie i nabrałam ochoty na więcej, stąd też dzisiejszy post :) Będzie długo, bo moja historia z jogą sięga wielu lat wstecz. 


Od kilkunastu (!) lat (!!) moja mama wstaje codziennie o 5 lub 6 rano i ćwiczy jogę. W pewnym okresie nawet o tym nie wiedziałam, bo dla mnie pobudka wcześniej niż o 10 rano wiąże się z jękami, narzekaniami i ogólnym byciem najbardziej nieznośnym człowiekiem na świecie. 
Ponieważ mama jest maniakiem szeroko pojętego zdrowego trybu życia (w środku nocy wyrecytuje jakie pokarmy mają najwięcej witaminy C, zimą kręci magiczne mikstury na przeziębienia, a później JA! muszę to pić) to i często próbowała mnie do jogi przekonać. W końcu przez około rok chodziłam raz w tygodniu na jogę. Zajęcia odbywały się w ogromnej i zimnej sali, mat nie było w ogóle, koce, na których się ćwiczyło były pogryzione przez szczury, kobieta prowadząca zajęcia regularnie wzdychała nad moimi rzekomo krzywymi plecami ("och, taka młoda, a plecy ma jak staruszka!" - a żeby było lepiej - nie miałam i nie mam żadnej wady postawy ani jakichkolwiek problemów z plecami, do tej pory nie wiem o co jej chodziło). Miałam 13 lat i przechodziłam przez etap, w którym przyznanie się do miesiączkowania było dramatem, więc uważałam, że fakt, że na mieszanych zajęciach prowadząca głośno mówi "panie, które miesiączkują wykonują to ćwiczenie tak..." jest skandaliczny, no bo jak to obcy faceci mają wiedzieć, że ja miesiączkuję (tak, z pewnością bardzo ich to obchodziło :D). Po roku tej jogi została mi okropna trauma, joga nie kojarzyła mi się z niczym przyjemnym tylko z męczarnią, słowem "parsvottanāsaną" (no nie brzmi okropnie?), palącymi mięśniami w pozycjach z rękami w górze, drażniącą mnie prowadzącą i śmierdzącą salą gimnastyczną. 

Drugie podejście do jogi zaliczyłam dopiero na studiach - z koleżanką wykupiłyśmy na grouponie pakiet 8 zajęć. Tym razem miejsce było świetnie wyposażone, atmosfera na zajęciach super. Wtedy też udało nam się pomylić terminy i wylądować na zajęciach dla zaawansowanych, po których instruktorka zaproponowała nam, że możemy dołączyć do tej grupy na stałe, bo bardzo dobrze sobie poradziłyśmy (na drugi dzień obie nie przyszłyśmy na wykłady i wysyłałyśmy sobie bolesne smsy z łóżek). Pochodziłyśmy kilka tygodni, ale motywacja jakoś nam się rozmyła, natomiast joga w końcu zaczęła mi się kojarzyć z przyjemnością. 


I przenosimy się do czasów bardziej aktualnych - od kilku tygodni przymierzałam się do pójścia na jogę, ale wiecznie udawało mi się znaleźć jakąś wymówkę albo zaspać. W dodatku jakiś czas temu zobaczyłam to:

(Nina Dobrev jest moją ogromną motywacją do ćwiczeń, dbania o włosy i w ogóle bycia gazelą ;)) Dlatego kiedy dzisiaj obudziłam się o 9 i uświadomiłam sobie, że o 11 jest joga, nawet nie wymyślałam wymówek - wsunęłam lekkie śniadanie i popędziłam na zajęcia. 

Wróciłam, fruwam pod sufit, czuję, że mam porozciągane całe ciało, zaczęłam chcieć więcej i znalazłam stronę DOYOUYOGA, która za darmo daje dostęp do filmików z ćwiczeniami na 30 dni - 30 dni wyzwania, podczas którego codziennie poświęcamy od 10 do 20 minut na ćwiczenia. 
Link do listy ćwiczeń znajduje się TUTAJ.
Zaczynamy jak najszybciej, 10 stycznia "koniec" (a raczej "o mój Boże, co za niesamowite efekty, muszę ćwiczyć dalej!").

3 razy w tygodniu będę chodzić na zajęcia, a przez resztę dni ćwiczyć z filmikami. Ania właśnie szuka szkoły jogi w swojej okolicy i ćwiczy ze mną. Kto jeszcze podejmie się 30 dni z jogą? :)

Agnieszka

1 komentarze:

Czy wiesz, dlaczego zjadasz na raz całe opakowanie ciasteczek?

15:32 HappyGoLucky 3 Comments

...a nie poprzestajesz na jednym albo dwóch?

Znasz tę sytuację? Zjem tylko jedno ciastko/czekoladkę/parę chipsów (niepotrzebne skreślić), aż tu nagle palce dotykają dna opakowania. Dlaczego organizm nie mówi stop, tylko chce więcej i więcej?




Dzieję się tak dlatego, że dla organizmu czym innym jest poczucie fizycznej sytości (poczucie pełnego brzucha) a czym innym wysycenie niezbędnymi składnikami.

Smaki produktów (mocno słodki, mocno tłusty) sygnalizują mózgowi, że zaraz dostarczymy organizmowi jedzenie, które jest bogate w wartości odżywcze (jak tłuste mięso lub słodkie owoce). Niestety przetworzone produkty naśladują tylko smaki, do których jesteśmy silnie przyciągani biologicznie, nie dostarczając jednocześnie niemal żadnych wartości.

Dlatego też 'miarka' naszego organizmu czeka, aż nastąpi wysycenie zdrowymi składnikami, a kiedy ono nie następuje, mózg zakłada, że trzeba jeść więcej i więcej. Niestety puste kalorie nie są w stanie sprawić, że pożądany poziom wysycenia zostanie kiedykolwiek osiągnięty, więc często kończymy dopiero wtedy, kiedy produkt się skończy albo dopadną nas mdłości.

Oczywiście producenci pokarmów tego typu robią to celowo.

Czujecie się zdradzeni przez pyszności? Ja owszem ;)

3 komentarze:

bezglutenowe,

Bezglutenowe, beznabiałowe, paleo ciasto marchewkowe :)

19:27 HappyGoLucky 3 Comments

Od dawna przymierzałam się do ciasta marchewkowego i przyznam, że jestem bardzo zadowolona z debiutu :)

Składniki:
  • 3-4 duże marchewki
  • pół szklanki wiórków kokosowych
  • 4 jajka
  • pół szklanki mąki kokosowej lub migdałowej
  • duży banan
  • olej kokosowy (pół filiżanki)
  • 2-3 duże cytryny
  • pół owocu granatu
  • pomarańcza
  • opcjonalnie: posiekane orzechy, rodzynki, posiekane daktyle lub figi
  • cynamon
  • proszek do pieczenia (opcjonalnie)
  • sezam
  • stewia (opcjonalnie)
Ciasto:
  1. Ścieramy marchewki, jabłka, banana i kroimy pomarańcze na niewielkie cząstki
  2. Dodajemy jajka, mąkę, proszek, wiórki i cynamon.
  3. Blendujemy na możliwie gładką masę.
  4. Dodajemy dodatki (orzechy, rodzynki, co lubimy :) )
  5. Posypujemy cienką warstwą sezamu
  6. Wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 220.C. Ja piekłam około 40 minut.

Polewa:
  1. Do rozgrzanego (płynnego) oleju kokosowego wciskamy sok z cytryn. Dodajemy cząstki granatu, blendujemy (do wyboru - przed lub po podaniem granatu).
  2. Polewamy jeszcze ciepłe ciasto, żeby olej się rozpłynął.


Smacznego! :)









3 komentarze:

dieta,

Mroczna strona paleo

09:14 HappyGoLucky 7 Comments

Od wielu miesięcy pozostawałam (mniej lub bardziej, jednak z naciskiem na to drugie) wierna odżywianiu paleo. Waga faktycznie trzymała się stosunkowo niska (lekko wzrosła, kiedy przyszła późna jesień i zima i ciężej było o świeże owoce i warzywa a organizm domagał się raczej ciepłego jedzenia niż sałaty ;) ) a moja skóra od lat nie wyglądała tak dobrze :) Odżywianie się w ten sposób na co dzień nie wymaga żadnych cierpień ani wyrzeczeń, nie ma się wrażenia, że się z czegoś rezygnuje, nie miałam żadnych specjalnych ciągot (poza okolicami PMSowymi, wtedy nie ma zmiłuj, jestem Mr Hydem :D), zmieniają się smaki (dla mnie największym wyrzeczeniem było odstawienie soli, wszystko na początku smakowało dla mnie jak tektura ;) ale nauczyłam się używać w zamian pikantniejszych ziół - pieprzu, papryki, czosnku i po niedługim czasie sól okazała się być całkowicie zbędna).

Świąteczna dyspensa niestety niebezpiecznie się przedłużyła do ponad 2 tygodni bardzo niezdrowego odżywiania i 2. stycznia powróciłam pokornie na paleo. I czekało mnie przerabianie od początku pierwszych dni, które dla mnie (i z tego co wiem od znajomych, nie tylko dla mnie) potrafią dać w kość.
Dlaczego?

1. Za pierwszym podejściem (tym razem na szczęście mnie to ominęło) dopadł mnie kilkudniowy ból głowy. Obstawiam, że to klasyczny objaw każdego typu detoksu - w tym wypadku od cukru i innych ulepszaczy. Im bardziej zanieczyszczony organizm, tym gorzej może znieść odstawienie od używek (tak, cukier to też najzwyczajniej w świecie silnie uzależniająca substancja).


Jeśli doświadczylibyście tego u siebie, można spróbować łagodniejszego i stopniowego eliminowania produktów ze swojej diety. Ja wolę ostre cięcia, dlatego wybrałam całkowite odstawienie wszystkiego, co niewskazane :)


2. Senność. Przez pierwsze dni organizm może być trochę zdezorientowany i od nowa uczyć się czerpać energię ze źródeł, które są do tego ewolucyjnie stworzone.


Na szczęście kiedy ta faza już minie, dostaje się prawdziwego kopa energetycznego i potrzeba nawet mniej snu, niż wcześniej :)

3. Im więcej węglowodanów prostych spożywało się wcześniej, tym trudniej może być organizmowi na początku przestawić się na nowe źródła energii i ich formę, w związku z czym można spodziewać się (u mnie trwało to tylko dobę) ssania w żołądku i ciągłego uczucia głodu.



Co najlepiej z tym zrobić? Jeść :) W moim wypadku najlepiej sprawdzają się ciepłe pokarmy - ciepłe zupy, pieczone ryby itp.

4. Na samym początku odradzam bardzo intensywne uprawianie sportu. Po pierwsze dlatego, że organizm musi się przestawić na nowe źródło pobierania energii i ciężko przewidzieć stan naszej formy. Po drugie zaś, po intensywnych treningach na początku paleo dopadał mnie wilczy głód, wycelowany głównie w węglowodany, także jeśli nie macie bardzo silnej woli, przez pierwsze dni lepiej nie wywoływać wilka z lasu i trzymać się umiarkowanego wysiłku.




Na szczęście wszystkie te niedogodności są chwilowe i doskonale rekompensuje je błyskawicznie spadająca waga :)

7 komentarze: